Rozdział 1: Rozpoczyna się proces
Jonas
Ściany są szare. Nie sterylne. Po prostu... zużyte. Jakby wchłonęły zbyt wiele lat czekania, zbyt wielu ludzi próbujących się nie wiercić. Wciskam kciuk w dłoń, aż zaboli, tylko po to, żeby sprawdzić, czy w końcu się skupię. Nie pomaga. Serce nadal nie bije prawidłowo. Co czwarte lub piąte uderzenie próbuje mi powiedzieć, że coś jest nie tak, nie mówiąc tego na głos.
Recepcjonistka nie spojrzała na mnie od co najmniej dziesięciu minut. To ułatwia oddychanie. Nikt mnie nie obserwuje. Jestem sam. Powinno być w porządku. Ale znajomy zapach przyciąga moją uwagę. Zanim jeszcze zdałem sobie sprawę, że za nim tęskniłem. Nie kwiatowy. Nie słodki. Jest ostrzejszy, czysty, elektryczny, jak ozon. Zatrzymuję się. Moje palce drgają na nodze, jakbym właśnie dotknął czegoś, czego nie powinienem.
Jej tu nie ma. Nie było jej tu od tygodni. Powtarzam to sobie dwa razy. Adrienne nie przyjmuje już spotkań. Nie siedzi w tym biurze. Nie oddycha tym powietrzem. Ale jej zapach tu jest. Na ścianach, może. Albo na krzesłach.
Nie ruszam się, pozwalam oczom błądzić po poczekalni, jakbym czytał niewidzialny atrament. Nikt inny nie drgnie, kiedy oddychają. Więc może to tylko ja. Może to w mojej głowie. Tak by powiedzieli, prawda? Że jestem na haju, drżący, zafiksowany?
Patrzę na formularze wypełnione na kolanach. Dwie strony pytań, wszystkie wielokrotnego wyboru, a ja jakoś trzykrotnie zaznaczyłem „nerwowy”. Nie zauważyłem, że pominąłem każdą inną sekcję. Nie mam pojęcia, co napisałem jako objawy. Nawet nie jestem pewien, czy poprawnie napisałem swoje imię. Dłonie mam wilgotne. Wycieram je o dżinsy.
Spojrzała na mnie raz, jakby mogła zobaczyć przez moje oczy do mojej duszy. Nie pamiętam już koloru jej oczu. Tylko kształt jej spojrzenia, ostre i cięte, jakby należało do kogoś niebezpiecznego. Jakby mrugnięcie sprawiło, że przegapi coś istotnego, a ona nie lubiła niczego przegapiać.
Czy nadal powinienem ją czuć? Czuję. To nie tylko jej zapach. To przestrzeń, którą zajmuje w mojej głowie.
Drzwi klikają, otwierając się. Drgnąłem.
„Jonas?” pyta głos.
Podnoszę wzrok. To młoda kobieta, może stażystka? Miała ogoloną głowę i przyjemny głos.
„Tak. Przepraszam. Tak.” Mój głos się załamał, i wiedziałem, że wstałem za szybko; gwiazdy na skraju widzenia.
Minęły trzy tygodnie, odkąd widziałem Adrienne.
A jednak nadal czuję, jakby była obok mnie, dotykając mnie.
Podążam za nią krótkim korytarzem, a z każdym krokiem zapach staje się silniejszy. Adrienne tu nie ma, wiem to, ale coś pozostaje w wentylacji lub włóknach dywanu. Zapach uderza mnie jak wspomnienie. Mrugam szybko, próbując skupić się na tym, dlaczego tu jestem. Jakby pokój wiedział, że się rozpadam i chciał dać mi przestrzeń.
Stażystka wskazuje na ostatnie drzwi po lewej. „Dr Becker zaraz do pana przyjdzie.” Dr Becker. Racja. Nie Adrienne.
Kiwam głową i dziękuję jej, przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż na nią nie patrzę. Drzwi zamykają się za mną.
Pokój jest cichszy niż hol. Te same matowe szare ściany, te same minimalistyczne meble, ale coś w nim wydaje się bardziej puste. Siadam na skraju kanapy, łokcie na kolanach, dłonie splecione tak mocno, że kostki bolą. Próbuję oddychać przez nos, biorąc powolne, płytkie oddechy. Nie pomaga. Zapach jest tu silniejszy. Wsiąkł w tapicerkę jak ostrzeżenie lub obietnica.
Próbuję sobie przypomnieć, dlaczego tu jestem. Przyszedłem po pomoc. Nie spałem dobrze od kilku dni. Bo moje myśli już do mnie nie należą. Bo nie mogę przestać o niej myśleć. Nie, nie o niej. O tym. O zapachu. O tym, jak mnie to sprawia, że się czuję.
Ale to kłamstwo, prawda? Myślę o niej. Przesuwam się do przodu, przecieram twarz obiema rękami i próbuję to z siebie zrzucić. Moje odbicie w szklanej szafce naprzeciwko wygląda, jakbym przeszedł przez piekło. Szeroko otwarte oczy, zaciśnięte usta, włosy bardziej potargane niż wtedy, gdy wszedłem. Nigdy nie obchodziło mnie, jak wyglądam. Teraz myślę o tym cały czas, o tym, co ona widziała, gdy na mnie patrzyła. Czy jej się podobało to, co widziała? Czy kiedykolwiek mnie chciała?
Nie powinienem tu być. Powinienem wyjść. Powinienem odejść, zanim zadadzą niewłaściwe pytania. Klamka się obraca. Natychmiast się prostuję. Ale to nie ona. Oczywiście, że nie.
To dr Becker. Schludna. Profesjonalna. Z klipbordem w ręku. A ja mogę tylko myśleć, gdy się do mnie uśmiecha: Nie pachnie niczym.
Dr Becker siada naprzeciwko mnie, nogi skrzyżowane, tablet oparty na jednym kolanie. Uśmiecha się, jakbym miał jej zaufać. To nie jest zły uśmiech. Tylko nie... jej.
„Więc, Jonas,” mówi, stukając w ekran. „Widzę z twojego dossier, że przeszedłeś terapię odpowiedzi na zapach?”
Kiwam głową. Moje usta są zbyt suche, by odpowiedzieć na głos. „I byłeś pod opieką dr Adrienne Volke?”
Jej imię uderza mocniej, gdy ktoś inny je wymawia. Echem odbija się w pokoju, ląduje na mojej piersi jak pięść, której nie widziałem nadchodzącej.
„Tak,” mówię. „Jakiś czas temu.” „Jak dawno dokładnie?”
Trzy tygodnie, pięć dni, dwie godziny, dwadzieścia osiem minut. „Kilka tygodni.”
„I dlaczego leczenie zostało przerwane?”
Waham się. Bo za bardzo się przywiązałem? Bo przestałem być w stanie myśleć, gdy była blisko? Bo zacząłem mylić ją z lekarstwem, podczas gdy w rzeczywistości była przyczyną?
„Powiedziała, że jestem stabilny,” mamroczę. „Powiedziała, że nie potrzebuję już sesji.”
Dr Becker kiwa głową, jakby to miało doskonały sens. Jakby to wszystko było standardowe. Nienawidzę jej tabletu. Nienawidzę, że zapisuje rzeczy, których nie mogę zobaczyć. Nienawidzę, że jej perfumy pachną niczym.
„Po prostu chcę znowu czuć się normalnie,” dodaję zbyt szybko. „Jak wcześniej.”
Ona na to spogląda. „Przed zapachem? Czy przed dr Volke?”
Nie odpowiadam, bo szczerze mówiąc, nie wiem.
Gdzieś pomiędzy pierwszym spotkaniem a ostatnim razem, gdy ją widziałem, granica się zatarła. Adrienne dała mi coś, co otworzyło mój umysł jak promienie słońca. Potem to się skręciło. Teraz nie wiem, czy tęsknię za zapachem... czy za nią.
Dr Becker robi kilka notatek, a potem odkłada tablet na bok.
„Cóż, Jonas, myślę, że powinniśmy zacząć od nowa, bez żadnych ulepszeń przez kilka następnych sesji. Bez zapachowych wyzwalaczy. Po prostu rozmowa. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi. Brzmi dobrze?”
Od nowa.
To słowo nie powinno mnie przerażać. Ale przeraża.
Bo co, jeśli nie mogę być znowu normalny?
Co, jeśli ona mnie zmieniła?
Co, jeśli nie chcę być naprawiony? Kiwam głową i mówię „tak”. Udaję, że jestem gotowy.
Ale kiedy wychodzę z gabinetu, myślę tylko:
Ona nadal jest we mnie. I nie wiem, jak ją wydostać. Czy wiem?
