Rozdział 5 Oczy wszędzie
"Po prostu podłączałem luźny kabel zasilający." Charles zachował swój charakterystyczny spokojny wyraz twarzy.
Czuł strach i przerażenie, ale wiedział, że okazywanie takich emocji tylko wzmocniłoby podejrzenia mężczyzny w średnim wieku.
"Godziny pracy nie są przeznaczone na takie błahe sprawy. Każda sekunda, którą marnujesz, to ogromna strata dla firmy!"
Mężczyzna zignorował wyjaśnienia Charlesa, kontynuując swoją surową reprymendę.
"Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy, kierowniku Ethan." Charles mówił, jednocześnie szybko skanując identyfikator wiszący na piersi mężczyzny.
"Znowu?" Ethan podniósł rękę i na oczach innych pracowników wymierzył Charlesowi bolesny policzek.
Krew spłynęła z kącika ust Charlesa, powoli łącząc się z wcześniejszymi plamami krwi z nosa.
"Proszę się uspokoić, kierowniku Ethan. Charles jest tu nowy - to zrozumiałe, że nie zna jeszcze wszystkich zasad firmy."
Eddie wstał od swojego stanowiska, uśmiechając się serdecznie, gdy ustawił się między nimi, subtelnie osłaniając Charlesa.
Ethan rzucił mu zimne spojrzenie. "Masz czas martwić się o innych? Skończyłeś swoje zadania?"
Uśmiech Eddiego natychmiast zamarł. Jąkając się, odpowiedział: "Prawie skończyłem. Na pewno wyślę propozycję na twoją skrzynkę przed końcem dnia."
"Przed końcem dnia? Jako pracownik TechFront powinieneś złożyć te propozycje przed lunchem! Jak daleko jesteś? Pokaż mi!"
"Ja... Muszę je jeszcze uporządkować—" Im bardziej Eddie próbował wyjaśniać, tym bardziej podejrzliwy stawał się Ethan.
Wrócili do stanowiska Eddiego, a po przejrzeniu "kodu", który Eddie napisał, twarz Ethana stała się lodowata.
"To nazywasz pracą? Firma zatrudniła cię, żebyś pisał losowe bzdury?"
Głos kierownika był ogłuszający, ale inni pracownicy pozostawali zupełnie niewzruszeni.
Przypominali maszyny skupione na swoich zadaniach, odporne na wszelkie zewnętrzne zakłócenia.
"Chcę mieć kompletną i zwięzłą propozycję programu w mojej skrzynce przed końcem dnia. Jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie oszukać, nie zawracaj sobie głowy przychodzeniem jutro!"
Ethan uderzył ręką w biurko, zanim wstał i skierował się w stronę drzwi.
Wychodząc, mruknął: "Poza tym, z powodu twojej słabej wydajności, firma zdecydowała się cię ukarać."
Charles zauważył, że kierownik wyciągnął z kieszeni dziwnie wyglądający przycisk i nacisnął go.
Natychmiast Eddie złapał się za głowę i upadł na podłogę, wijąc się z bólu.
"Hej, wszystko w porządku?" Charles podszedł, żeby sprawdzić stan Eddiego.
Eddie gwałtownie odepchnął jego rękę, warcząc: "Zostaw mnie! Zajmij się swoją robotą!"
Charles zamarł, nie powiedział już nic więcej i wrócił do swojego biurka, aby kontynuować pisanie.
Jak wspomniał wcześniej Eddie, Charles był tu nowy. Tego rodzaju wyniszczająca inspekcja pracy prawdopodobnie jeszcze go nie dotknie.
Eddie, zmagając się z bólem, powoli wstał z podłogi i wrócił do swojego komputera.
W normalnych okolicznościach nie potrafiłby napisać kompletnej linii kodu, a co dopiero teraz.
Otworzył przeglądarkę, mając nadzieję znaleźć jakieś odniesienia online, które mógłby po prostu skopiować i wkleić.
Nagle jego ekran zgasł. Para zimnych, przerażających oczu stopniowo pojawiła się w jego polu widzenia.
Poczuł, jakby cała jego krew natychmiast zamarzła.
Z czasem oczy zaczęły się mnożyć, jakby w groteskowej formie mitozy.
Wkrótce oczy rosły z podłogi, ścian, sufitu - nawet z jego własnego ciała!
Eddie był przerażony. Zakrył oczy, desperacko próbując uciec przed przerażającą wizją.
Ale nie było ucieczki. Te oczy wydawały się zakorzenione w głębi jego duszy. Nawet gdy zamknął oczy, te niesamowite źrenice pozostawały wyraźnie widoczne.
Za nim rozległy się szybkie, przeszywające piski - jak dzwon śmierci.
Eddie drżał, otwierając swoją aplikację do pracy, mamrocząc nieskładnie: "Pracuję, naprawdę pracuję. Proszę, przestańcie mnie nawiedzać!"
Po tych słowach poczuł nagłą ulgę.
Niezliczone oczy w jego polu widzenia stopniowo znikały.
Westchnął z ulgą, przygotowując się do wpisania prostego kodu, który nawet amator jak on mógłby zrozumieć.
W tym momencie Eddie poczuł coś lepkiego na swojej dłoni.
Spojrzał w dół i odkrył ciepłą, zakrwawioną gałkę oczną, którą jakimś cudem trzymał w ręce.
Widzenie w jego lewym oku zostało całkowicie pochłonięte przez ciemność.
...
Wychodząc ze swojego kreatywnego stanu, Charles spojrzał na zegar w prawym dolnym rogu komputera.
Była 16:30 - tylko trzydzieści minut do końca pracy.
"Świetnie, jeszcze tylko pół godziny!"
Kierownik Ethan przyszedł na kolejną inspekcję.
Charles pokazał mu "kod", który wcześniej przygotował.
To były właściwie tylko fragmenty jego pisania z dodanymi specjalnymi symbolami, ale bez dokładnego sprawdzenia nikt nie zauważyłby żadnych problemów.
Po odejściu Ethana, Charles instynktownie spojrzał w stronę stanowiska pracy Eddie'ego.
I wtedy zamarł.
Głowa Eddie'ego nabrzmiała jak balon do niezwykle nienormalnych rozmiarów.
Ciemnoczerwone naczynia krwionośne rozprzestrzeniały się po jego skórze, przypominając pajęczynę lub pęknięcia na wyschniętej ziemi.
Potem Charles usłyszał głośny trzask.
Głowa Eddie'ego całkowicie eksplodowała. Ciepła, różowobiała materia rozprysła się wszędzie - niektóre kawałki nawet wylądowały na twarzy Charlesa!
Instynktownie próbował krzyczeć, ale żaden dźwięk się nie wydobył. Czuł się, jakby ktoś chwycił go za gardło z przerażającą siłą.
Tymczasem otaczający go pracownicy zachowywali obojętne wyrazy twarzy, jakby nie zauważyli niczego złego.
Eddie pozostał pochylony nad swoim stanowiskiem pracy jako bezgłowe ciało, które już nigdy się nie obudzi.
Świadkiem śmierci na własne oczy - zwłaszcza tak makabrycznej śmierci - Charles zaczął niekontrolowanie wymiotować.
W swoim kreatywnym stanie mógł wyobrazić sobie sceny zbrodni dziesięć razy bardziej krwawe niż ta i nadal pozostać spokojnym.
Ale Charles teraz zdał sobie sprawę, że poza tym stanem, nadal był tylko zwykłym człowiekiem.
Nagle ktoś delikatnie poklepał go po ramieniu.
Charles gwałtownie uniósł głowę, by zobaczyć Catherine, która patrzyła na niego z poważnym wyrazem twarzy.
"Twoja dzisiejsza praca jest skończona. Czas iść do domu."
Charles oddychał ciężko, wycierając zimny pot z czoła i sprawdzając czas. Była dokładnie 17:00 - jakoś przetrwał ten wyczerpujący dzień pracy.











































































































