Rozdział 4 Wieszenie do czasu wyjścia zegara
Jakby na potwierdzenie ostrzeżenia Catherine, pracownicy TechFront zaczęli wracać do biura, gdy tylko skończyła mówić.
Catherine nie powiedziała już ani słowa, rzuciła tylko Charlesowi znaczące spojrzenie, po czym pospiesznie odeszła.
Charles siedział sparaliżowany przy swoim stanowisku pracy, jeszcze bardziej zdezorientowany niż wtedy, gdy pierwszy raz tu przyszedł.
Jego zawód jasno wskazywał – był świetny w pracy literackiej, ale nie miał zielonego pojęcia o kodowaniu czy programowaniu.
Wtedy zdał sobie sprawę, że "praca" nie ograniczała się do pisania kodu.
W każdym miejscu pracy, główne obowiązki to praca, ale także przynoszenie herbaty czy wody. Mógł zacząć od czegoś, co rzeczywiście potrafił robić.
Z tą myślą, Charles schylił się i zaczął zbierać porozrzucane na podłodze papiery, starannie je porządkując, a następnie rozkładając na biurkach kolegów.
Inni pracownicy byli wpatrzeni w swoje ekrany komputera, zupełnie nieświadomi, jak Charles zmienił wcześniej zabałaganioną podłogę.
"Dawno nie sprzątałem pokoju tak dokładnie. Całkiem męczące." Charles otarł pot z czoła i wyprostował plecy.
Jednak złowieszczy dźwięk powrócił.
"Praca. Muszę pracować dalej. Zobaczę, co jeszcze trzeba posprzątać."
Rozejrzawszy się, Charles przeszedł do rogu biura, chwycił odkurzacz i zaczął usuwać kurz z podłogi.
Sprzątał celowo powoli i dokładnie, głównie po to, aby zabić czas.
Ekran komputera pokazywał, że była godzina 13:00.
Jeśli TechFront działało jak normalna firma, przestrzegając standardowych ośmiogodzinnych regulacji pracy, pracownicy kończyli około 17:00, co oznaczało, że musiał wytrzymać jeszcze cztery godziny.
Oczywiście, samo sprzątanie nie wystarczyło.
W miarę jak brudne miejsca znikały, Charles stawał się coraz bardziej niespokojny.
"Co dalej? Mycie okien? Wynoszenie śmieci do kontenera na dole?"
"Połączenie obu zajmie może pół godziny. Co jeszcze mogę zrobić...?"
Gdy już prawie zabrakło mu opcji, pobliski pracownik wstał, najwyraźniej udając się do toalety.
Przechodząc obok Charlesa, pracownik szepnął: "Chodź za mną."
Bez wahania Charles odłożył odkurzacz i poszedł za nim z biura.
"Przepraszam, kim jesteś...?"
"Cii, nie mów." Wysoki młody mężczyzna przyłożył palec do ust, sygnalizując Charlesowi, by był cicho.
Obaj szli w milczeniu, aż dotarli do łazienki.
Gdy tylko weszli, ramiona wysokiego młodego mężczyzny opadły, gdy słabo westchnął: "Ależ to męczące."
Charles przytaknął. Zachowanie mężczyzny jasno wskazywało, że był "anomalią" jak on.
Młody mężczyzna odkręcił kran i zapytał, myjąc ręce: "Jesteś tu nowy?"
"Tak."
"Imię?"
"Charles. Charles Jones."
Młody mężczyzna strząsnął krople wody z rąk, odwrócił się z uśmiechem i wyciągnął prawą rękę.
"Edward White. Przyjaciele mówią na mnie Eddie. Ty też możesz."
"Miło cię poznać, Eddie. Chciałem zapytać—"
Eddie machnął ręką, zanim Charles zdążył dokończyć. "Wiem, co chcesz zapytać. Jak wytrzymać do końca dnia, prawda? Uwierz mi, kiedy pierwszy raz tu przyszedłem, byłem dokładnie taki jak ty – próbowałem wszelkich sztuczek, aby opóźnić nieuniknione."
„Ale później odkryłem, że te małe sztuczki nie działają. Standardy prób są surowe. Ta sama technika działa tylko raz.”
„Przyjście do łazienki w ten sposób jest w porządku, bo każdy ma naturalne potrzeby. Ale pamiętaj, nie możesz tam zostać zbyt długo. Z mojego doświadczenia wynika, że powinniśmy wrócić za około dziesięć minut.”
Entuzjazm i naturalna przyjacielskość Eddiego pozwoliły Charlesowi na chwilę wytchnienia od wysokociśnieniowego środowiska pracy.
Po chwili namysłu Charles zapytał: „Co właściwie powinienem robić? Szczerze mówiąc, nie rozumiem ani jednego znaku z tego kodu.”
Eddie zaśmiał się. „Mówisz, jakby ktokolwiek tutaj to rozumiał.”
„Słuchaj uważnie, nowicjuszu. Próby są surowe, ale się nie adaptują – jak nieelastyczna maszyna. To oznacza, że możemy znaleźć luki.”
„O? Jakie luki?”
„Udawaj, że ciężko pracujesz. Nie ma znaczenia, czy rozumiesz kod, czy nie – po prostu pisz. Nawet losowe bzdury się nadadzą. My jesteśmy frontendowcami. Naprawianie błędów i programowanie – to robota backendowców. Nie nasz problem.”
„To naprawdę działa?” Charles był szczerze wstrząśnięty genialnym pomysłem Eddiego.
Jeśli to się liczyło jako praca, to czy wszyscy pracownicy TechFront zasadniczo nie dostawali pieniędzy za nic?
„Dlaczego miałoby nie działać? Pomyśl o tym – pracujesz, firma ci płaci. To normalne wynagrodzenie. Ale pieniądze, które zarabiasz, obijając się? Te naprawdę należą do ciebie!”
Chociaż ta logika wydawała się dziwna, Charles musiał przyznać, że metoda Eddiego rozwiązałaby jego natychmiastowy kryzys.
Eddie spojrzał na zegarek i zobaczył, że minęło prawie dziesięć minut. Poklepał Charlesa po ramieniu zachęcająco. „Powodzenia, nowicjuszu. Minęły wieki, odkąd widziałem tu nową nieszczęśliwą duszę. Po pracy zabiorę ciebie i Catherine do najlepszej knajpy w okolicy. Zrelaksujemy się i pogadamy, jak tu trafiłeś.”
Obaj opuścili łazienkę i wrócili do biura.
Charles spróbował metody Eddiego, wpisując ciąg bezsensownego kodu do interfejsu programu.
I rzeczywiście, nie pojawił się niepokojący dźwięk.
Ale ta nowość trwała mniej niż trzydzieści minut, zanim Charles się znudził.
Widząc swoich kolegów pochłoniętych pracą, odważnie utworzył nowy dokument na pulpicie i wrócił do swojego prawdziwego zawodu.
Próbował włączyć swoje doświadczenia do opowiadania, zastanawiając się, czy ta metoda mogłaby jakoś zamienić jego pozycję z Sharlec.
Niestety, wydawało się, że raz wprowadzony do mentalnego świata, nie mógł zmienić z góry ustalonych wyników.
Nagle ekran jego komputera zgasł.
Charles spojrzał w dół i odkrył, że przypadkowo wyrwał kabel zasilający.
Szybko się schylił, by go podłączyć.
Gdy był zajęty tym zadaniem, na ekranie jego komputera pojawiła się twarz.
Była blada i bezkrwista, przerażająco biała jak wampir z horroru – tylko bez kłów.
Ale te zimne, przeszywające oczy były o wiele bardziej przerażające niż jakikolwiek potwór filmowy!
„Charles! Są godziny pracy. Co ty właściwie robisz?” Rozległ się za nim gniewny głos.
Charles odwrócił się gwałtownie, by zobaczyć średniego wieku mężczyznę z gładko zaczesanymi włosami, stojącego w drzwiach biura i piorunującego go wzrokiem.











































































































