Rozdział 1 Inny ja
#30 marca 2020, 15:30
#Przesłuchanie #3, Rozpoczęcie.
Pokój przesłuchań 303, Komenda Policji w Burmington, stan Constan.
Starzejący się detektyw Brand stał w drzwiach, gasząc papierosa przed wejściem z młodym funkcjonariuszem Dylanem, świeżo upieczonym absolwentem akademii, który szedł za nim.
Pokój był słabo oświetlony, jedynie ciche odgłosy oddechów przerywały ciszę.
Brand włączył lampkę na biurku. Miękkie światło zalało stół, stopniowo ukazując młodego mężczyznę w kajdanach na kostkach.
"Charles Jones, zostałeś skazany na śmierć za morderstwo z premedytacją, napaść z użyciem siły oraz narażanie bezpieczeństwa publicznego. Masz coś do powiedzenia w swojej obronie?"
Charles powoli uniósł głowę. Jego przerośnięta grzywka zasłaniała mu widok, jednak w ciemności wyraźnie widział każdy detal twarzy Branda i Dylana.
"Nie zabiłem nikogo, proszę pana." Charles mówił z niepokojącym spokojem. Gdyby nie był przykuty do krzesła, Dylan mógłby pomyśleć, że opisuje zbrodnię kogoś innego.
"Nie zabiłeś nikogo? To twoje ostateczne oświadczenie?"
"Nagrania z monitoringu pokazują, że tydzień temu byłeś jedyną osobą, która weszła do domu Lawrence'ów i przebywałeś tam przez trzy godziny."
"A na narzędziu zbrodni były twoje odciski palców!"
"Jeśli ich nie zabiłeś, to kto? Sugerujesz, że demony wyszły z piekła, zamordowały rodzinę Lawrence'ów i wróciły z powrotem?"
Ton Branda był ostry i agresywny - nie w jego naturalnym stylu, ale konieczny. W obliczu niebezpiecznych przestępców jak Charles, okazywanie słabości nie wchodziło w grę. To była jedna z niewielu praktycznych umiejętności, które nabył w ciągu dwudziestu lat służby.
Charles ponownie uniósł głowę, jego leniwe spojrzenie kryło ostrość, którą większość by przegapiła.
"Nie wiem. Cały tydzień byłem w domu, pracując nad pierwszym rozdziałem mojej nowej historii. Nie mogłem przejechać kilkudziesięciu mil do Midtown, żeby zabić obcych ludzi, do których nie miałem żadnej urazy. Może pomyliliście mnie z kimś, kto wygląda podobnie."
Brand prychnął. "Wygląda podobnie? To samo tłumaczenie dałeś nam podczas dwóch pierwszych przesłuchań! Ale tym razem, nie uciekniesz."
Walnął raportem laboratoryjnym o stół.
"Dział techniczny właśnie zakończył analizę. Znaleźli DNA nieznanej osoby na miejscu zbrodni, oprócz rodziny Lawrence'ów. Zgadniesz, czyje to było DNA?"
"Charles Jones! Zaskoczony teraz?"
Brand wyraźnie oczekiwał, że Charles przyzna się po skonfrontowaniu go z tak obciążającymi dowodami.
Ale wyraz młodego mężczyzny pozostał niepokojąco spokojny. "Więc, detektywie, zamierzasz mnie skazać na podstawie tego raportu?"
"A co więcej bym potrzebował?"
Charles westchnął, podnosząc prawą rękę, aby uszczypnąć wewnętrzny kącik oka przy nasadzie nosa.
Po chwili zapytał, "Czy mogę opowiedzieć panu historię, proszę pana?"
Brand miał zamiar odmówić, gdy Dylan interweniował, "Proszę pana, posłuchajmy go. Myślę, że może mieć jakieś wyjaśnienie..."
Szczery, dobroduszny, prawy - ten świeżo upieczony absolwent akademii nadal ucieleśniał godne podziwu cechy najlepszych funkcjonariuszy Burmington.
Brand odwrócił się i spojrzał na niego gniewnym wzrokiem, zanim niechętnie zgodził się. "Dobrze. Masz pięć minut. Ale ostrzegam cię - niezależnie od tego, czy się przyznasz, czy nie, twoja egzekucja już została zdecydowana. Nie próbuj niczego."
"Nie będę, proszę pana. Szczerze mówiąc, nawet ja mogę nie do końca rozumieć, co się stało."
Charles przerwał na chwilę, zbierając myśli, zanim zaczął.
"Nazywam się Charles Jones. Ukończyłem Inuit College z dyplomem z pisania scenariuszy. Obecnie jestem pełnoetatowym autorem z kilkoma trwającymi seriami online—"
"Stop. Przejdź do sedna! Zebraliśmy wszystkie te informacje, kiedy cię aresztowaliśmy!" Brand kopnął stół z niecierpliwością.
Charles zatrzymał się na chwilę, zanim kontynuował: "Ostatnio spotkałem inną wersję siebie w prawdziwym świecie."
"Jestem pewien, że to nie jest zaburzenie tożsamości dysocjacyjnej ani żadne podobne schorzenie psychiczne - ten drugi ja ma fizyczną postać."
"Ma dokładnie moją twarz i sylwetkę. Nawet perfekcyjnie naśladuje nawyki, o których nie wiedziałem, że je mam. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale przysięgam, że wszystko, co mówię, jest prawdą."
"Jestem przekonany, że ten sobowtór zabił rodzinę Lawrence'ów. Nie miałem z tym nic wspólnego. Co do jego motywów, przykro mi, ale nie wiem. Nigdy nie miałem kontaktu z Lawrence'ami w prawdziwym świecie."
"Przepraszam, panie Jones," przerwał Charlesowi oficer Dylan, podnosząc rękę. "Użył pan dwukrotnie zwrotu 'prawdziwy świat'. Czy według pana istnieją inne światy poza tym?"
Charles nie odpowiedział od razu. Zamilkł, jakby formułował odpowiedź.
Brand zaczął się niecierpliwić. "Nie trać czasu na te bzdury. Ludzie z zaburzeniami psychicznymi nigdy nie przyznają, że mają problemy. On tylko próbuje uniknąć kary. Nie daj się nabrać!"
"Poza tym, czytałeś jego kryminały? Kto pisze takie chore książki, nie może być normalny!"
"Myślę, że jest pan uprzedzony, sir," odpowiedział cicho Dylan. "Pomijając tę sprawę, prace pana Jonesa są naprawdę fascynujące."
Charles, mając już przemyślane odpowiedzi, przemówił ponownie - tym razem z niepokojącą żarliwością w głosie.
"Tak! Poza naszą rzeczywistością istnieje świat mentalny, którego nie możemy zobaczyć ani dotknąć! Przez całą historię jego istnienie pozwalało twórcom takim jak ja wyobrażać sobie postacie, fabuły i historie, które nie istnieją w prawdziwym świecie!"
"Legendarne dzieła jak 'Władca Pierścieni' czy 'Pieśń Lodu i Ognia' - myślicie, że to tylko przebłyski inspiracji? Absolutnie nie! Ludzie nigdy nie mogą wyobrazić sobie niczego poza własną percepcją. Wszystko jest pod wpływem świata mentalnego."
"I pod jego wpływem, tak, otwarcie mojej nowej pracy zawiera tragiczną zbrodnię. Ofiary to szczęśliwa rodzina: Lawrence, inżynier, Emily, pełnoetatowa matka, i ich uroczy mały syn Jack."
"Morderca ma na imię Sharlec. Popełnił błąd, który odkrył Lawrence. Obawiając się, że jego sekret zostanie ujawniony, włamał się do ich domu w zeszłym tygodniu i uciszył całą rodzinę!"
Widząc Charlesa pogrążonego w swoich kreatywnych urojeniach, Brand westchnął i wyprowadził Dylana z pokoju przesłuchań.
"Widzisz? Mówiłem, że powinniśmy tego wariata wcześniej stracić. Rozmowa z nim to kompleta strata czasu!"
Dylan milczał, tłumiąc własne podekscytowanie.
W tym momencie ich radio zatrzeszczało. Kolega z wywiadu mówił pilnie: "Brand, na Alei Nowej Gwiazdy doszło do kolejnego incydentu. Potrzebujemy cię tam natychmiast!"
"Przyjąłem." Brand odpowiedział i ruszył prosto ze stacji z Dylanem.
W drodze skupił się na prowadzeniu, podczas gdy Dylan zajmował się szczegółami sprawy.
Dylan westchnął, zmęczony. "Burmington ostatnio nie ma spokoju. Sprawa za sprawą, nawet na przerwę na kawę nie ma czasu."
"Lepiej się przyzwyczaj, bo inaczej—"
Brand zauważył, że jego nowy partner wpatruje się intensywnie w tablet, jakby zobaczył coś niemożliwego.
Zwalniając nieco, zapytał: "Co się stało?"
"Proszę pana, musi pan to zobaczyć. Ja... nie wiem, jak to wyjaśnić."
Dylan podał tablet drżącymi rękami.
'Nowicjusze,' pomyślał Brand. 'Jeszcze potrzebuje więcej doświadczenia.'
Wziął tablet i odtworzył zatrzymane nagranie z monitoringu.
Potem zamarł - nagranie wyraźnie pokazywało twarz skazanego na śmierć Charlesa Jonesa.
A znacznik czasu wskazywał: 30 marca 2020, 15:30.











































































































