4- Gdyby bycie przystojnym było przestępstwem, byłbyś winny zgodnie z oskarżeniem.
„Mówiłeś, że nie pamiętasz, co ci się stało. Dlaczego mam wrażenie, że to kłamstwo?” pytam ostro. Łukasz wzdycha, a potem krzywi się, trzymając się za żebra. Tak, to wygląda boleśnie. Czułabym większe współczucie, gdybym nie spędziła właśnie godzin, odpowiadając na niezręczne pytania na izbie przyjęć. Jestem pewna, że przynajmniej jedna z pielęgniarek myślała, że potrąciłam go samochodem. Szczerze mówiąc, chciałabym, żeby tak było, przynajmniej wtedy miałabym satysfakcję. Okej, to kłamstwo. W rzeczywistości nie potrąciłabym go samochodem. Ale to nie znaczy, że nie mogę o tym trochę pomarzyć.
„Serio,” naciskam.
„Wiem, że teraz czujesz się fatalnie, ale myślę, że zasługuję na wyjaśnienie, zwłaszcza jeśli poświęcam dzień chorobowy, żeby grać pielęgniarkę przez następne 24 godziny.” Łukasz kiwa głową z bólem.
„Masz rację. Rozumiem. To po prostu... nieprzyjemne.” Zaczyna opowiadać o swoim wieczorze, relacjonując wszystko do momentu, w którym zemdlał na parkingu. Siedzę cicho, słuchając. Kiedy kończy, wydaję cichy gwizd.
„Wow. A myślałam, że moja rodzina jest nadopiekuńcza. Mógłbyś mieć własny program reality show,” zauważam. On tylko na mnie patrzy. Wzruszam ramionami.
„Co? Tylko mówię.” Jest cicho przez chwilę, więc kontynuuję.
„Więc... to chyba wyjaśnia, dlaczego nie możesz wrócić do domu. Zakładam, że twoi rodzice wiedzą, gdzie mieszkasz. Pewnie żałujesz, że nie zrobiłeś tak jak ja i nigdy nie podałeś swojego adresu,” żartuję. Unosi brew.
„Nie powiedziałaś swojej rodzinie, gdzie mieszkasz?” pyta z niedowierzaniem. Ponownie wzruszam ramionami.
„Moja rodzina nie uznaje granic. To był najłatwiejszy sposób na zapewnienie sobie prywatności. I nie cała rodzina, mój ulubiony kuzyn ma mój adres, wiesz, na wszelki wypadek.” Wyjaśniam.
„Jasne,” odpowiada Łukasz, jego ton jest ciężki od niedowierzania.
„Więc... wiem, że nie jestem w najlepszej pozycji, żeby prosić o więcej przysług. W sensie, prawdopodobnie uratowałaś mi życie i...”
„Prawdopodobnie?” przerywam mu, unosząc brew.
„Definitywnie uratowałam ci życie. Założę się, że są gdzieś kamery, z których mogłabym ukraść nagranie, wiesz, na dowód, kiedy następnym razem zdecydujesz się zachowywać jak dupek.” Komentuję.
„Świetnie,” odpowiada sucho.
„A teraz o tej przysłudze-”
„Och, jeszcze nie skończyłam,” przerywam, nadal na fali.
„Jaki masz problem, tak właściwie? Co sprawiło, że pomyślałeś: 'Och, obrażę strój tej przypadkowej kobiety i naruszę jej prywatność, bo mogę'? Myślisz, że tylko dlatego, że wyglądasz tak, możesz robić, co chcesz z tą częścią swojej twarzy?” Mówię, machając nieokreślenie w kierunku jego ust. Łukasz mruga na mnie, zszokowany.
„Poczekaj... obrażasz mnie czy komplementujesz? Nie jestem pewien.” Rzucam mu groźne spojrzenie. Ups, trochę mnie poniosło.
„Jasne,” mówi ostrożnie.
„Niezależnie od tego, muszę prosić o przysługę. Czy mogę zostać u ciebie, dopóki nie będę potrzebował opiekuna?” pyta, jego wyraz twarzy jest niepewny, ale pełen nadziei.
„Chyba sobie żartujesz,” mówię z niedowierzaniem. Łukasz nie drgnie. Po prostu czeka, jego wyraz twarzy jest śmiertelnie poważny. Najwyraźniej nie żartuje.
„Na pewno masz lepszą opcję niż spanie na mojej kanapie. Hotel, może? Coś? Cokolwiek!” mówię desperacko. Kręci głową.
Nie wiem, gdzie jest mój portfel. Myślę, że zgubiłem go podczas... Szamotaniny z rodziną. Mogę zadzwonić do banku rano, żeby spróbować to załatwić, ale teraz jest środek nocy." Mówi mi, jakby to nie było oczywiste, że jest środek nocy. Ugh! Wzdycham, opierając czoło na kierownicy, ledwo unikając klaksonu. Próbuję znaleźć inne rozwiązanie. Jakiekolwiek inne rozwiązanie. Cholera. Nienawidzę być miłą osobą. Nie chcę mu pomagać. Nie chcę niańczyć tego nieznośnego drania. I zdecydowanie nie chcę wpuszczać go do mojego domu. Ale myśl o wysłaniu go samego, zranionego, zmęczonego i bez grosza... No, to sprawia, że mój żołądek się przewraca. To jest oficjalnie Najgorszy. Dzień. W. Życiu.
Zatrzymuję się przed moim mieszkaniem, gaszę silnik i wydaję dramatyczne westchnienie.
"Nie musisz się zachowywać, jakby to był koniec świata," mówi Łukasz z siedzenia pasażera.
"Czy naprawdę tak źle jest, że muszę spać na twojej kanapie przez chwilę?" Przewracam oczami.
"Jeśli nie podobało ci się moje ubranie, to naprawdę, naprawdę znienawidzisz moje mieszkanie." Łukasz unosi brew.
"Nie nienawidzę twojego ubrania. Wtedy myślałam, że nie jest odpowiednie do pracy. Poprawiłeś mnie, a ja dostosowałam się odpowiednio. To nie znaczy, że nie podobało mi się ubranie." Rzucam mu spojrzenie. "Semantyka." Nie odpowiada, a ja spędzam kolejną minutę, zwlekając, zanim w końcu wzdycham i wychodzę z samochodu.
"Ugh, dobra. Chodź, idziemy." Wchodzimy na górę, Łukasz drepcze za mną. Przy drzwiach zatrzymuję się, odwracając się do niego z rękami na biodrach.
"Nie. Ani. Słowa. Rozumiesz?" Mówię groźnie. Kiwa głową cicho, choć jego ciekawość jest oczywista. Otwieram drzwi i wpuszczam go do środka. Łukasz wchodzi i rozgląda się, jego wyraz twarzy nieczytelny.
"Jest... kolorowo..." Mówi w końcu, a ja zwężam oczy w ostrzeżeniu. Nie przesadzaj. Ku jego zasłudze, zamyka usta.
Nie myli się. Moje mieszkanie jest bardzo kolorowe. Ściany są pokryte uroczymi i zabawnymi plakatami oraz dziełami sztuki. Moje kanapy są przykryte jasnymi kocami i poduszkami. Stolik kawowy jest w intensywnym fioletowym kolorze i pokryty półstopionymi świecami. I nie zapominajmy o moich ulubionych, wszechobecnych światełkach. Mój dom to miejsce, które albo cię fascynuje, albo sprawia, że czujesz potrzebę drzemki, aby odzyskać siły po sensorycznym przeciążeniu.
"Możesz odpocząć na kanapie," mówię, wskazując na nią.
"Są tam już koce i poduszki. Nie mam niczego specjalnego dla gości." Łukasz tylko kiwa głową i siada na kolorowej kanapie. "W porządku. Doceniam to, co robisz," mówi, jego ton zaskakująco szczery. Patrzę na niego gniewnie. Nie chcę, żeby mnie doceniał. Chcę, żeby zniknął.
"Łazienka jest po lewej, mój pokój po prawej, nie wchodź do mojego pokoju. Kuchnia jest tam," mówię, wskazując odpowiednie drzwi.
"A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, zamierzam paść na twarz na następne trzy godziny. Potem wrócę i upewnię się, że nie umarłeś we śnie czy coś." Mamroczę.
"Jasne," zgadza się łatwo. Marszczę brwi. Dlaczego ciągle się ze mną zgadza? To dziwne. Nie pasuje do wyobrażenia, które sobie o nim stworzyłam, i nie chcę go zmieniać. Jestem całkiem szczęśliwa, oceniając go i będąc na niego wściekła, dziękuję bardzo. Bez kolejnego słowa obracam się na pięcie i maszeruję do swojego pokoju, zamykając drzwi za sobą. Zrzucam buty, i nawet nie fatygując się przebieraniem, padam na łóżko, zamykam oczy. Sen jest tak blisko, że praktycznie mogę go posmakować. Zaczynam odpływać.
I wtedy Łukasz krzyczy.
Cholera.












































































































































