Rozdział 4
Zamek w drzwiach kliknął cicho, a James pchnął drzwi, zauważając Emily siedzącą na łóżku w swoich piżamach z kreskówkami. "Dzisiaj skradłaś całe show na weselu."
Emily, już wściekła, odpowiedziała ostrym tonem: "Dlaczego nie pojawiłeś się dzisiaj na weselu?"
James uniósł brew, a jego głos ociekał kpiną. "Co udajesz, Emily? Nie graj ofiary. Wkręciłaś się do rodziny Smithów, a teraz, gdy osiągnęłaś swój cel, czy to ma znaczenie, czy byłem tam, czy nie?"
"Ma znaczenie!" Emily wstała gwałtownie, jej klatka piersiowa unosiła się z emocji. "To małżeństwo zostało na mnie wymuszone przez twoją rodzinę Smithów, a dzisiaj zrobiłeś ze mnie pośmiewisko przed całym Emerald City! Co ty sobie myślisz? Że jestem jakąś marionetką do upokarzania?"
"A kim innym?" James zrobił krok do przodu, patrząc na nią z góry zimnymi jak lód oczami. "Myślisz, że chciałem się z tobą ożenić? Gdyby nie mój ojciec, myślisz, że miałabyś prawo wejść do tego domu?"
Emily była zastraszona jego obecnością, ale nie zamierzała się poddać. "Nie obchodzi mnie, czy chciałeś, czy nie. Teraz, gdy jesteśmy małżeństwem, należny mi jest szacunek! James, twoje dzisiejsze działania nie tylko mnie upokorzyły, ale także zhańbiły twojego ojca!"
"Nie używaj mojego ojca, żeby wywierać na mnie presję." James szyderczo się uśmiechnął, zamierzając powiedzieć więcej, gdy jego telefon zadzwonił nagle.
Spojrzał na identyfikator rozmówcy, zignorował Emily i odebrał telefon, wychodząc z pokoju. "Zaraz będę."
Po zakończeniu rozmowy skierował się do drzwi, wyraźnie zamierzając wyjść.
Emily szybko zablokowała mu drogę. "Dziś jest nasza noc poślubna. Dokąd idziesz?"
Słyszała niewyraźnie głos kobiety podczas rozmowy. Mężczyzna taki jak James prawdopodobnie miał niezliczone kochanki, i nie obchodziło jej to. W końcu ich małżeństwo było tylko transakcją.
Ale tej nocy nie mógł odejść. Już ją i rodzinę Johnsonów skompromitował, nie pojawiając się na ślubie. Jeśli zostawi ją samą w ich noc poślubną, aby zobaczyć się z inną kobietą, rodzina Johnsonów stanie się pośmiewiskiem Emerald City.
"To nie twoja sprawa." James zmarszczył brwi, niecierpliwie odpychając ją na bok. "Odsuń się."
Emily zachwiała się, ale utrzymała równowagę, wciąż uparcie patrząc mu w oczy. "Jeśli odejdziesz tej nocy, jutro na pierwszych stronach gazet będzie wiadomość, że zostałam porzucona w noc poślubną."
"No i co z tego? Co mnie to obchodzi?" James uniósł brew, jego słowa były zimne i prześmiewcze, nie okazując żadnej troski o sytuację Emily.
"Więc nie możesz odejść. Musisz zostać tej nocy."
Dzisiejsze wesele już sprawiło, że Hayden i Sophia stracili twarz. Jeśli James porzuci ją w noc poślubną, jak rodzina Johnsonów będzie mogła podnieść głowy w Emerald City w przyszłości?
James spojrzał na nią, jej niewinne oblicze próbujące teraz wyglądać na silne, przypominając mu tamtą noc.
Jego oczy pociemniały, gdy zbliżył się do twarzy Emily, jego głos był ochrypły. "Co, tak bardzo chcesz, żebym został? Chcesz, żebym spał z tobą? Jesteś aż tak zdesperowana na mężczyznę?"
Gdyby nie ciasnota i bariera, którą czuł za pierwszym razem, gdy ją posiadł, wątpiłby w jej cnotę.
Słysząc to, Emily nerwowo zacisnęła brzeg swojej nocnej koszuli, jej twarz się zaczerwieniła.
Gdy tylko miała zamiar mówić, James wyprostował się, a jego ton powrócił do zwykłej chłodnej postawy. "Emilio, poślubiłem cię, ale wszystko, co dostajesz, to tytuł pani Smith. Nie oczekuj niczego więcej."
Gdyby Aiden nie użył Avy do negocjacji, nigdy nie zgodziłby się na to małżeństwo.
Biorąc głęboki oddech, Emily stłumiła swoje frustracje, starając się zachować spokój w głosie. "James, żadne z nas nie chciało tego małżeństwa, ale teraz, kiedy jesteśmy małżeństwem, mam nadzieję, że przynajmniej będziemy się szanować."
James uśmiechnął się szyderczo, nachylając się bliżej, jego oddech gorący na jej szyi. "Nie chciałaś tego, a jednak intrygowałaś, żeby mnie poślubić?"
"James, zrozum to dobrze. To twoja rodzina Smithów zmusiła mnie do tego. Gdybyście nie grozili rodzinie Johnsonów, nie obchodziłoby mnie bycie panią Smith!"
James zmrużył oczy, w jego ciemnym spojrzeniu pojawił się cień gniewu. Chwycił ją mocno za podbródek. "Lepiej pamiętaj swoje miejsce. Jeśli nie chcesz, żebym poszedł za rodziną Johnsonów, lepiej zachowuj się odpowiednio!"
W oczach Emily pojawiła się mieszanka żalu i gniewu, ale w obliczu groźby Jamesa mogła tylko przełknąć swoją urazę.
James ją puścił, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem, i odwrócił się, by odejść.
Drzwi trzasnęły z taką siłą, że ściany zdawały się drżeć.
Emily gwałtownie usiadła, chwyciła szlafrok i owinęła się nim. Boso na zimnej podłodze, jej początkowy żal szybko zastąpił przypływ odważnej determinacji.
Dlaczego ona, Emily, miałaby być tak traktowana, nawet w małżeństwie z rozsądku?
Nie zawracając sobie głowy zakładaniem butów, wybiegła z sypialni, przez pusty salon, i ruszyła prosto do gabinetu Aidena.
Światło w gabinecie Aidena wciąż było włączone, ciepły blask przesączał się przez ozdobne okno.
Widząc jej podejście, lokaj natychmiast zablokował jej drogę. "Pan Smith ćwiczy kaligrafię."
Pełna tłumionej frustracji, Emily odepchnęła lokaja i mocno zapukała do drzwi gabinetu.
"Tato! Muszę z tobą porozmawiać!" Jej głos był zdławiony emocjami, ale zdecydowany. "Musisz mi wyjaśnić, co się dzisiaj wydarzyło!"
Spokojny głos Aidena dobiegł z wnętrza. "Wejdź."
Widząc jej niechlujny wygląd, Aiden zmarszczył brwi, jego ton był niecierpliwy. "To twoja noc poślubna. Dlaczego nie jesteś w swoim pokoju? Co tu robisz?"
Gabinet wypełniał wyrafinowany zapach.
Stojąc przed biurkiem, Emily mówiła wyraźnie, choć jej głos był cichy. "Tato, nasze małżeństwo przyciągnęło wiele uwagi. Ale w noc poślubną James mnie porzucił. Jeśli to wyjdzie na jaw, nie tylko ja zostanę upokorzona, ale także rodzina Smithów stanie się pośmiewiskiem."
Uścisk Aidena na piórze się zacieśnił, jego brwi zmarszczyły się. "Gdzie on poszedł?"
Emily spojrzała Aidenowi prosto w oczy. "Odszedł po odebraniu telefonu od kobiety. Nie mogłam go powstrzymać. To małżeństwo było twoim pomysłem, ale teraz James traktuje mnie w ten sposób. Musisz mi to wyjaśnić!"
"Ten drań!" Aiden rzucił pióro, atrament rozpryskując się na papierze. "Idź! Znajdź Jamesa i przyprowadź go z powrotem! Nawet jeśli będziesz musiał go tu przyciągnąć!"
"Tak jest, panie. Natychmiast!"
Lokaj nie śmiał się wahać i natychmiast poszedł szukać Jamesa.















































































































