Jego Misja

डाउनलोड <Jego Misja> मुफ्त के लिए!

डाउनलोड करें

Rozdział 6

Jestem całkowicie przemoczona deszczem, od stóp do głów. Moje włosy są mokre i nieestetycznie przylegają do czoła, gdy biegnę pod jakieś zadaszenie. Mrużę oczy i rozglądam się, próbując znaleźć kogoś z parasolem. Bez szans. Wzdycham i mentalnie przygotowuję się na sprint do drzwi uczelni.

Trzy... Dwa... Jeden.

Biegnę najszybciej, jak tylko mogę, wewnętrznie płacząc, gdy moje trampki klepią o mokrą nawierzchnię. Natychmiast czuję ból w boku od prostego ruchu i krzywię się, docierając do drzwi. Ból jest teraz znacznie częstszy i nie wiem, czy moje ciało wytrzyma takie obciążenie. Zamykam oczy, opierając się na chwilę o ścianę, starając się znieść ten ból.

Mijają chwile i wdycham głęboko, zanim wejdę do środka. Ignoruję rozbawione spojrzenia moich kolegów z klasy i kieruję się prosto do łazienki.

Wydaję jęk, gdy staję twarzą w twarz ze swoim odbiciem, moje włosy są jednym wielkim chaosem, a tusz do rzęs spływa po policzkach. Jeśli chodzi o moje ubrania... Przylegają do mnie niekomfortowo, materiał ciężki od deszczu.

Drzwi się otwierają i wchodzi Ivory, jedna z moich koleżanek z klasy. Rzuca na mnie jedno spojrzenie i wybucha śmiechem. Marszczę brwi i robię nadąsaną minę, dając jej znak, żeby podała mi trochę papierowych ręczników.

"Potrzebujesz pomocy, Emily?" Chichocze, podając mi garść ręczników papierowych. Unoszę brwi —

"Czy to aż tak oczywiste?" Odpowiadam, z humorem w głosie. Ivory znowu się śmieje, jej kasztanowe włosy latają wokół twarzy. Jej śmiech jest zaraźliwy i po chwili, śmieję się razem z nią. Moje ciało zaczyna drżeć od zimnego deszczu, a Ivory uśmiecha się do mnie, kręcąc głową.

"Poczekaj tutaj, zaraz wracam."

Patrzę, jak wychodzi i korzystam z okazji, by wysuszyć włosy pod suszarką do rąk. To najbliższe, co mam do prawdziwej suszarki, ale niewiele pomaga w okiełznaniu mojej czupryny. Znowu jęczę, przeczesując włosy palcami, próbując je jakoś uporządkować. Drzwi znowu się otwierają i pojawia się Ivory, trzymając stos ubrań. Rzuca je w moim kierunku, dając mi współczujące spojrzenie.

"To jedyne suche ubrania, jakie mogłam znaleźć."

"Dziękuję, ratujesz mi życie." Uśmiecham się do niej wdzięcznie, kierując się do pustej kabiny, by się przebrać.

"Nie ma za co, Em, do zobaczenia na zajęciach!" Krzyczy przez drzwi kabiny i słyszę, jak wychodzi, pozwalając mi się przebrać w spokoju.

Podnoszę ubrania, marszcząc brwi, gdy zdaję sobie sprawę, że należą do chłopaka. Bluza jest dziesięć razy za duża, a gdy ją zakładam, otula mnie znajomy zapach wody kolońskiej z lekką nutą dymu. Natychmiast przed oczami staje mi zadowolona twarz Jake'a. Cicho jęczę.

Oczywiście, że te ubrania należą do Jake'a Melvina.

Zdejmuję dżinsy, krzywiąc się, gdy przyklejają się do moich nóg i ściągam je nad szortami Jake'a. Dobrze, że ostatnio się ogoliłam.

Zaciskam pasek mocniej, bo w chwili, gdy go puszczam, szorty komicznie opadają mi na kostki. Patrzę na siebie i wypuszczam głęboki oddech.

"Wyglądam jak bałagan," mruczę niezadowolona, schylając się, żeby podnieść mokre ubrania z podłogi. Kładę je na grzejnikach, próbując je wysuszyć. Następnie muszę zająć się twarzą.

Decyduję się zmyć cały makijaż, bo i tak już jest zrujnowany, spływając po moich policzkach. Siniak pod okiem, który jeszcze nie zniknął, patrzy na mnie. Jest zdecydowanie widoczny, ale dla mnie wygląda jak wielki znak. Wzdycham i przeszukuję torbę, szukając czegoś do zakrycia go.

Nic. Zero. Null.

Biorę głęboki oddech, żeby się uspokoić, i jeszcze raz spoglądam na siniak. Ukryję się za włosami, a jeśli ktoś zapyta, powiem, że uderzyłam się czymś w twarz. Otwieram drzwi i wychodzę na ciche, opuszczone lobby.

Świetnie, teraz jeszcze spóźnię się na lekcję.

Wagarowanie na cały dzień wydawało się kuszące, ale deszcz nadal mocno padał na zewnątrz, a Trevor był w domu, więc nie miałam gdzie indziej pójść. Poza tym mam na sobie szorty trzy rozmiary za duże — skończyłabym zamarzając.

Powoli idę do klasy, ciągnąc za ubrania Jake'a, czując się niepewnie. Popycham drzwi klasy i napotykam trzydzieści par oczu, trzydzieści jeden, jeśli liczyć panią Wilkins. Moja twarz czerwieni się, a ja wpatruję się w swoje stopy, czując się ekstremalnie niepewnie. Kilka chichotów rozbrzmiewa po klasie, a ja podnoszę wzrok, by spotkać rozbawioną twarz pani Wilkins.

"Usiądź, Emily." Wskazuje na jedyne wolne miejsce, a ja kiwam głową, moja twarz płonie intensywnie.

Trish patrzy na mnie bezpośrednio, jej oczy błyszczą z rozbawienia. Patrzę na nią gniewnie i szybko siadam obok niej. Kładąc torbę pod ławkę, spoglądam w prawo i napotykam wzrok Jake'a. On opiera się na krześle, jedno ramię ma przerzucone przez oparcie, a drugie spoczywa na stole przed nim.

Patrzy na mnie, zanim jego usta w końcu wykrzywiają się w uśmiechu. Czuję, jak jego oczy przesuwają się po mnie . . . po jego ubraniach. Wędrują w dół mojego ciała, a potem z powrotem w górę i czuję, jak moje policzki płoną ze wstydu. Mrużę oczy i dziecinnie wystawiam mu język. W odpowiedzi śmieje się niskim, seksownym śmiechem, co sprawia, że odwzajemniam uśmiech.

Wow, Emily, odkąd to Jake jest seksowny?

Odchrząkuję i odrywam wzrok od niego, zanim odwracam się w stronę Trish. Patrzy na mnie i Jake'a z zdezorientowanym wyrazem twarzy. Wzruszam ramionami w zaprzeczeniu, mając nadzieję, że nie będzie mnie o niego wypytywać.

"Zaczekaj na mnie po lekcji, dobrze?" - szepcze, a ja cicho kiwam głową, zwracając uwagę na panią Wilkins, która zaczyna lekcję. Nie ma wątpliwości, że Trish chce porozmawiać o tym, co jest między mną a Jake'iem, ale prawda jest taka...

Nie wiem, co to jest.


Zostaję po lekcji, żeby nadrobić zaległości, gdy słyszę, jak drzwi się otwierają i zamykają. Podnoszę wzrok znad papierów i widzę Jake'a opierającego się o drzwi. Stoi tam, z rękami skrzyżowanymi na piersi, obserwując mnie.

"Zamierzasz stać tam cały dzień i gapić się na mnie, czy zrobisz coś konkretnego?" - mówię z uśmiechem na twarzy.

"Przyszedłem powiedzieć, żebyś zatrzymała te ubrania."

Moje brwi unoszą się ze zdziwienia i czuję się nieco zaskoczona.

"Chciałam ci je oddać," mówię cicho. Kręci głową, a na jego ustach pojawia się uśmieszek. Nawet z drugiego końca sali widzę błysk w jego kobaltowych oczach.

"Lepiej wyglądają na tobie."

Czuję, jak rumieniec natychmiast wypełza na moją szyję i policzki, gdy wpatruję się w papiery, zbyt zawstydzona, by spojrzeć mu w oczy. Moje serce przyspiesza na jego słowa i muszę przygryźć wargę, żeby powstrzymać uśmiech.

Z kąta oka widzę, jak Jake podchodzi do mnie i siada kilka miejsc dalej, kładąc nogi na stole. Moje oczy rozszerzają się na jego zachowanie, ale on wydaje się niewzruszony, wyciągając telefon z kieszeni.

Ten chłopak jest niebezpieczny, a ja jestem tu sama z nim.

Najgłupsze jest to, że nie czuję strachu. To nie jest to samo przerażenie, które odczuwam w obecności Trevora. Powoli kiwam głową do siebie.

"To zupełnie co innego," mruczę, gdy dociera do mnie, jak bardzo boję się Trevora. Ten człowiek mnie przeraża.

"Co jest inne?"

"Nic, nieważne. Myślę na głos." - wyjaśniam cicho, chowając twarz za włosami, żeby nie widział rumieńca na moich policzkach.

"Często tak robisz?" - odpowiada Jake, z nutką humoru w głosie. Mój rumieniec pogłębia się i wiem, że mnie drażni.

"Tylko gdy jestem zdenerwowana."

"Dlaczego cię denerwuję?"

"Nie denerwujesz mnie." - kłamię.

"Teraz sobie zaprzeczasz, Muffin. Powiedziałaś, że robisz to tylko, gdy jesteś zdenerwowana, więc dlaczego jesteś zdenerwowana?"

"Nie nazywaj mnie Muffin."

"Lubię Muffin, Muffin do ciebie pasuje."

Marszczę czoło, patrząc na niego po raz pierwszy, żeby pokazać, jaki efekt ma na mnie jego przezwisko.

"Nienawidzę tego."

"Jak byś chciała, żebym cię nazywał?"

Patrzy na mnie intensywnie, jego oczy błyszczą w moim kierunku. Mijają chwile i czuję, jak powietrze między nami gęstnieje, gdy milcząco wpatrujemy się w siebie z jednego końca klasy na drugi.

"Emilia?" szepczę w końcu, odchrząkując. Chcę, żeby mój głos brzmiał pewnie, ale kompletnie mi to nie wychodzi.

"Emilia to imię, którym wszyscy cię nazywają."

"To w sumie moje imię."

"Nie, zostanę przy Muffin. To urocze, jak ty."

Kręcę głową, a na moich ustach pojawia się uśmiech. Jake opiera się i szeroko się do mnie uśmiecha, jakby wygrał spór. Patrzę na niego spod rzęs, a jego oczy zwężają się, a uśmiech znika z jego twarzy. Moje serce zaczyna bić szybciej, gdy patrzę, jak jego rysy twardnieją.

Zsuwa nogi ze stołu i zaczyna powoli iść w moim kierunku, jak drapieżnik za swoją ofiarą. Serce wali mi w piersi, gdy kuca, jego przenikliwe niebieskie oczy wpatrują się prosto w moje. Jego głowa jest lekko przechylona, a oczy wydają się pozbawione emocji, dalekie od poprzedniego figlarnego błysku. Jego kuszący zapach dociera do mnie i czuję, jak kręci mi się w głowie, tracąc równowagę.

Połykam nerwowo, mój wzrok znów wędruje do jego oczu. Są takie piękne. Ciemne i tajemnicze, z historią do opowiedzenia. Wiry niebieskiego mieszają się w jego oczach i czuję się w nich zgubiona, jakby w śnie. Mój oddech przyspiesza, gdy Jake zbliża się jeszcze bardziej.

"Skąd masz tego siniaka?"

Jego głos jest szorstki, wyrywając mnie z transu. Rozczarowanie osiada w moim żołądku. Ach tak, ten siniak.

"Emilio, skąd masz tego siniaka?" powtarza, tracąc cierpliwość. Patrzę prosto na niego i bez wahania odpowiadam znudzonym, monotonnym głosem —

"Jestem niezdarna, spadłam wczoraj ze schodów."

Jake przygląda mi się przez chwilę, głęboka zmarszczka pojawia się na jego twarzy.

"Kłamiesz."

Natychmiast czuję, jak w gardle rośnie mi gula, uniemożliwiając mi obronę.

"Nie kłamię." szepczę.

W jego oczach mignął ból, zanim wstał i odszedł w kierunku drzwi. Otwiera je, ale zanim wychodzi, odwraca się i patrzy prosto w moje oczy.

"Bzdury." Jake wytyka mi, jego głos jest niski. Nie czeka na moją odpowiedź, naciąga kaptur na głowę i znika w drzwiach. Zostawia mnie samą w pokoju, moje serce wali w piersi.

Dopiero wtedy dociera do mnie jego słowa.

Jest pierwszą osobą, która wie, że kłamię.

पिछला अध्याय
अगला अध्याय