Rozdział 3
Kiedy Trevor wychodzi do pracy wcześnie, mój poranek zaczyna się niesamowicie. Budzę się bez uczucia, że muszę oglądać się przez ramię. Nie muszę chodzić na palcach ani po cichu życzyć sobie, żeby mnie nie skrzywdził tuż przed zajęciami na uczelni. Tego ranka powoli się szykuję, z delikatnym uśmiechem na ustach.
Często zastanawiam się, kiedy się uśmiecham, czy mam do tego prawo z myślami krążącymi w mojej głowie. Jak mogę wyglądać na szczęśliwą, gdy w rzeczywistości jestem nieszczęśliwa? Zawsze byłam dumna z tego, że mój uśmiech jest jedyną rzeczą, której Trevor nie może mi odebrać, i mimo piekła w moim umyśle, to się nie zmieni.
Tego ranka mój uśmiech nie trwa długo. Rozglądam się po kuchni, wypuszczając ciche westchnienie. Smród jest prawie nie do zniesienia, staram się ignorować śmieci walające się po podłodze.
"Całe to miejsce to jeden wielki bałagan," mruczę, oczyszczając kawałek stołu, żeby móc usiąść z moimi płatkami. Reszta domu, poza moim pokojem, wygląda tak samo - brudna i zagracona. Nie zawsze tak było... Tata i mama byli tak dumni z domu, dopóki nie umarł, a potem wszystko poszło na dno.
Jestem w połowie gryzienia moich złotych kulek, kiedy mama wchodzi do kuchni. Spoglądam na nią kątem oka, moje ramiona automatycznie napinają się w jej obecności. Siada obok mnie, nieświadoma śmieci wokół niej. Trevor musiał spalić osiemdziesiąt procent jej komórek mózgowych...
"Czego chcesz?" pytam ją nagle, mój ton wrogi. Mama wzdycha, a ja czuję jej palące spojrzenie wbijające się w moją twarz.
"Emilio, nie mów do mnie w ten sposób."
"Nie podoba ci się? Tak samo jak mi, kiedy Trevor mnie bije," mruczę sarkastycznie, moje słowa ociekają nienawiścią do niej.
Nie zasługuje na szansę rozmowy ze mną, dałam jej za dużo. W pewnym momencie w życiu wybaczasz wielokrotnie, bo zależy ci na kimś, ale w końcu musisz odpuścić, bo ciągle niszczą twoje szanse.
Mama odchrząkuje, udając zupełnie nieświadomą mojej złości i urazy do niej. Oddycham spokojnie przez nos, zanim wezmę kolejny kęs płatków.
"Chcę tylko zjeść śniadanie w spokoju," mówię jej, mając nadzieję, że wstanie i zostawi mnie w spokoju.
"Twoja ciocia Mandy zaprosiła nas na swój ślub. Jest w sobotę i idziemy, czy ci się to podoba, czy nie."
Praktycznie zakrztuszam się płatkami i zaczynam pryskać mlekiem i półzjedzonymi płatkami wszędzie. Miejsce jest tak zabałaganione, że nie robi to wielkiej różnicy...
„Co?” pytam zaskoczona, wycierając usta wierzchem dłoni. Zauważam nowy, drogi zegarek na jej nadgarstku — bez wątpienia prezent od Trevora.
Ciocia Mandy to starsza siostra mojej mamy, której nie widziałam od dziesięciu lat, od pogrzebu mojego ojca. Z tego, co pamiętam, to duża kobieta z ciemnymi, szalonymi włosami, która raczej krzyczy, niż mówi. Z tego, co wiem, mama nie rozmawiała z nią od dziewięciu lat. Pewnie jest już przy piątym mężu, ale mnie to nie dziwi.
Mandy zmienia mężczyzn jak rękawiczki.
„Tak, chce się z nami pogodzić i zaprosiła nas wszystkich na swój ślub. Trevor jest więcej niż szczęśliwy, że pójdzie, więc nie widzę problemu.”
Jej twarz niemal promienieje, gdy mówi o Trevorze.
Czemu ona jest taka ślepa?
Czy nie widzi siniaka pod moimi oczami ani czerwonej skóry głowy? Albo nie słyszy moich krzyków, by Trevor przestał?
„Nie idę. Nie ma mowy, żebym udawała szczęśliwą rodzinę z tobą i Trevorem.” Wyrzucam z siebie z furią, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Mama wzdycha i wstaje, przesuwając krzesło po kafelkach. Cicho kładzie pieniądze na stole przede mną.
„Kup sobie coś ładnego na wesele.”
„Nie—idę—mamo!” syczę, ściskając łyżkę tak mocno, że zaczyna się wyginać. W tym tempie moje ukochane Złote Kulki nigdy nie zostaną zjedzone. Mama robi krok w tył i zaczyna przestawiać naczynia, próbując posprzątać. Wstaję, gotowa wyjść. Zanim to zrobię, słyszę jej ciche mruczenie pod nosem...
„Trevor cię zmusi, więc pójdziesz.”
Zastygam w miejscu i odwracam się, by na nią spojrzeć. Ukrywa się za swoimi włosami, unikając kontaktu wzrokowego ze mną. Serce zaczyna mi mocno walić w piersi, a ja marszczę brwi w zamęcie, nie mogąc uwierzyć w jej słowa.
Ona doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jeśli się nie zgodzę. Wie, że Trevor mnie uderzy, a ona mi tym grozi?
Świeże łzy pieką mnie w oczach, ale nie pozwalam im spłynąć. Nienawidzę jej. Nawet nie potrafi spojrzeć własnej córce w oczy, grożąc, że jeśli się nie zgodzę, zostanę pobita. Zgarniam pieniądze ze stołu i trzaskam drzwiami kuchennymi, wybiegając z domu.
Muszę stworzyć dystans między nami, zanim zwariuję.
W klasie nie mogę się w ogóle skupić. Za każdym razem, gdy próbuję, moje myśli wracają do rozmowy z rana. Groźby mamy wciąż dźwięczą mi w uszach...
Trevor cię zmusi.
Czuję się fizycznie chora, wiedząc, że moja własna matka dokładnie wie, co Trevor mi robi, ale nigdy go nie powstrzymuje. Sama myśl o tym wystarcza, by mój żołądek się skręcił, podnosząc zawartość mojego śniadania.
"Emily Wentworth!" Głos wykrzykuje moje imię, wyrywając mnie z zamyślenia. Moje oczy spotykają się z pełnym frustracji spojrzeniem pani Wilkins.
"Tak?"
"Czy znasz odpowiedź?" Pani Wilkins pyta mnie, jej głos pełen irytacji.
"Nie, przepraszam." Wzdycham, a moje policzki zaczynają się czerwienić, gdy cała klasa odwraca się, by na mnie spojrzeć.
"To już trzeci raz dzisiaj, kiedy nie zwracasz uwagi, Emily. Zobacz się ze mną po lekcji, proszę." Pani Wilkins mówi surowo, odwracając się z powrotem do tablicy.
Tylko kiwam głową i jeszcze bardziej zapadam się w krześle, starając się zrobić jak najmniejszą.
Ten dzień właśnie przeszedł od złego do gorszego.
Po ciągłym zapewnianiu pani Wilkins, że wszystko ze mną w porządku i nic mnie nie rozprasza, pozwala mi wyjść. Nauczyciele są czasami tacy nieświadomi.
Chwytam swoją torbę i zarzucam ją na ramię, kierując się w stronę wyjścia. Jestem tak skupiona na szybkim wyjściu z jej klasy, że nie patrzę, dokąd idę, i uderzam mocno w czyjąś klatkę piersiową.
Odbijam się do tyłu od uderzenia i cicho jęczę, gdy ból rozprzestrzenia się po moim ciele od wcześniejszych pobić. Czuję, jak moje ciało pada do tyłu, zbyt słabe, by się ustabilizować. Przygotowuję się na twarde lądowanie na podłodze, ale to nigdy nie następuje. Ciepła ręka owija się wokół mojego pasa, ramię zaciska się wokół mnie mocno. Czuję, jak jestem podnoszona z powrotem na nogi i otwieram oczy ze zdziwieniem —
"Dziękuję, ja — " moje słowa urywają się, gdy moje oczy spotykają się z Jake'iem Melvinem. Natychmiast czuję, jak dech zapiera mi w piersiach, a zimno w jego oczach jeszcze bardziej ciemnieje.
"Przepraszam, Jake," mamroczę, czując, jak moje gardło się ściska. Odwracam wzrok od jego intensywnego spojrzenia, nie będąc w stanie ponownie się z nim mierzyć. Zauważam, że jego ramię wciąż trzyma mój pas, więc odchrząkuję, a czerwona rumieńca wpełza mi na szyję. Jego oczy przeskakują między moimi, zanim opuszcza ramię z powrotem na bok i robi krok w tył.
Cały czas pozostaje milczący.
Jego strój składa się z prostego białego koszuli i czarnych dżinsów. Casualowy i prosty, ale na nim wygląda dobrze. Koszula ciasno przylega do jego ramion, które są muskularne i zdefiniowane, chłopak wyraźnie ćwiczy. Drżę, gdy je badam, wiedząc, jak mocne byłoby uderzenie, gdyby mnie uderzył.
Nie mogę się powstrzymać, zawsze jestem na krawędzi.
"Patrz, dokąd idziesz następnym razem," Jake mamrocze cicho, odwracając się ode mnie. Marszczę brwi na jego słowa, mrużąc oczy.
"Przynajmniej przeprosiłam!"
Patrzę na niego równie zaciekle, obserwując, jak jego ciało nieruchomieje, zanim zrobi powolny obrót.
O rany, on się odwraca.
Jego oczy błyszczą emocją, której nie rozpoznaję. Nie trwa to długo, bo szybko maskuje ją swoim zwykłym zimnym i twardym spojrzeniem. Cicho chichocze, robiąc krok w moją stronę, tak że moje plecy przyciskają się do ściany. Nerwowo przełykam ślinę, zerkając w dół korytarza w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. Bezskutecznie.
Patrzę z przerażeniem, jak Jake podnosi ręce, uśmiechając się złośliwie. Umieszcza je po obu stronach mojej głowy, zamykając mnie między sobą. Czuję jego ciało tuż obok mnie, a moje gardło wysycha. Zapach mydła i piżma zmieszany z delikatnym zapachem dymu papierosowego otacza mnie. Marszczę nos —
"Jake, odsuń się. Czuję od ciebie dym. To obrzydliwe."
Serio, Emily, czemu mówisz do niego w ten sposób? Jestem martwa. Oficjalnie martwa.
Ktoś, proszę, niech zagra na moim pogrzebie piosenkę Shawna Mendesa.
Jake prycha, a jego usta unoszą się w złośliwym uśmiechu.
"Więc jesteś zadziorna, co Muffin?"
Patrzy mi prosto w oczy, a jego niebieskie oczy błyszczą z rozbawieniem. Moje własne rozszerzają się zdezorientowane, a ja marszczę brwi w jego stronę —
Muffin? Co do licha?
"Nie nazywaj mnie tak, mam na imię Emily." Zawężam oczy, starając się utrzymać pewny głos, ale on wyczuwa niepewność za nim. Wiem, bo błysk w jego oczach pogłębia się i wiem, że cieszy się, widząc mnie w tej sytuacji.
"Dobrze, Muffin."
Kącik jego ust unosi się w rozbawionym uśmiechu. Wzdycham niezadowolona i popycham go w klatkę piersiową, co nie powoduje żadnego ruchu.
Czy ten chłopak jest cały zbudowany z mięśni?
Nagle jego ręka się porusza, zaskakując mnie, więc unoszę ręce, by chronić głowę. To podświadoma reakcja, którą mam od życia z Trevorem. Zawsze myślę, że jeśli ochronię głowę jak najszybciej, to będzie mniej szkód, kiedy Trevor skończy ze mną. Zamykam oczy i czekam na cios, ale mijają chwile i nie czuję żadnego bólu.
"Emily?" Jake pyta niespokojnie, odciągając moje ręce od twarzy. Patrzę na niego jak przestraszone dziecko, obserwując, jak jego oczy błyszczą troską i dezorientacją.
O Boże, co ja właśnie zrobiłam?
Chwytam torbę, która spadła na podłogę, i biegnę korytarzem tak szybko, jak tylko mogę, moje trampki uderzają o kafelki. Zerkam przez ramię, aby zobaczyć, jak Jake stoi tam w milczeniu, obserwując mnie z pustym, nieczytelnym wyrazem twarzy. Moje serce zaczyna bić dziko i w duchu życzę sobie, żeby nie połączył wszystkich wskazówek.
Muszę na zawsze trzymać w tajemnicy swoje problemy domowe.




































































